Rok temu w sierpniu już nie jeździłam do pracy do poradni. Nie szukałam też nowych zleceń. Skupiłam się na tym, żeby dojść do siebie po 8 miesiącach pracy na NFZ. I by zapytać siebie: co dalej?
Dostawałam zapytania od znajomych, co takiego się stało, że zrezygnowałam ze studiów. Czy nie szkoda mi sił włożonych w cały rok? Może warto by było skończyć studia? W końcu został tylko rok.
***
Wrócę do momentu, który można uznać za początek tej opowieści. Jest ciepły czerwcowy dzień. Siedzę w samochodzie stojącym na parkingu pewnej warszawskiej uczelni. Dzwonię do rodziców i mówię – dostałam się na studia.
To było krótko po tym, jak skończyłam pracę na jedno popołudnie w pewnej poradni. Miałam poczucie, że to jest dobry moment, by spróbować spełnić marzenie, które pojawiło się gdy studiowałam psychologię – marzenie o pracy terapeutycznej na cały etat.
Wcześniej marzyłam o pracy dziennikarskiej. Przez pierwsze trzy lata studiów łączyłam naukę z wolontariatem (okazjonalnie zleceniami) i uczyłam się pilnie dziennikarskiego fachu. Z różnych przyczyn marzenie to nie wypaliło, a ja po latach zaczęłam wykorzystywać nabyte umiejętności w pracy copywritera.
Widząc, jak wygląda sytuacja na rynku pracy terapeutycznej, wybrałam uczelnię i rodzaj terapii w jakim chciałam się kształcić. A potem zaczęłam pracę na część etatu w poradni, a w pozostałe dni tygodnia ogarniałam inne zlecenia i studia zaoczne.
***
Dalej powinno być kilka lat studiów i pracy terapeutycznej, a następnie happy end pod tytułem: pracuję w zawodzie i mam poczucie spełnienia misji. Pomagam ludziom. Taki był plan, który miałam nadzieję zrealizować. Życie postanowiło jednak napisać (jak zwykle!) zaskakujący scenariusz i zaserwować mi kilka ciosów.
Ciosy te sprawiły, że jedyną formą pracy, którą mogłam podjąć, była praca zdalna. Biorąc pod uwagę, że wiele poradni wróciło do normalnego funkcjonowania, ciężko by mi było znaleźć miejsce, w którym mogę kontynuować pracę. Poza tym moje doświadczenia pracy pokazują, że trudno w tej branży o elastyczność. Terapeuta, mając sztywne godziny przyjmowania, musi w tym czasie być na miejscu. Trzeba przyjąć pacjentów, wypełnić dokumentację w terminie. Koniec, kropka. W mojej sytuacji możliwość rozłożenia pracy tak, by móc gdzieś wyskoczyć w ciągu dnia stała się kluczowa.
Inna sprawa, że przykre niespodzianki życiowe to dodatkowe obciążenie. Mając je z tyłu głowy, trudno jest szkolić się w branży, która wymaga ogromnej wiedzy o funkcjonowaniu człowieka, nie tylko w obszarze psychologii, lecz również z pogranicza psychiatrii i jeszcze dodatkowo mieć kontakt z żywym człowiekiem – takim, który dzieli się ciężarem swojej historii. Są sytuacje, gdy superwizja nie wystarczy. Szczególnie, gdy potrzeba zaopiekowania się swoim zdrowiem fizycznym – w takiej sytuacji można superwizować do upadłego bez większych efektów.
Kiedy odchodziłam z poradni, spotkałam się ze zdziwieniem. Przecież tak dobrze mi szło! Tak, mam poczucie, że przez te osiem miesięcy pracy w tamtym miejscu pomogłam wielu osobom. Zużyłam jednak wiele zasobów, których dramatycznie potrzebowałam, by uporać się ze swoimi własnymi życiowymi trudnościami.
***
Podobnego zdziwienia doświadczyłam też, komunikując swoją decyzję o rezygnacji ze studiów. W końcu zainwestowałam w nie czas, pieniądze oraz dużo wysiłku. Podejmowałam je jednak w nieco innych okolicznościach życiowych, mając inne cele i inne plany.
Podjęcie decyzji o zmianie zajęło mi kilka tygodni. Wahałam się, wiedząc, ile poświęciłam, by podjąć próbę spełnienia marzenia o terapeutycznej pracy. Świadomość tego, że dobrze mi szło nie pozwalała tak szybko zrezygnować.
Potem jednak doszłam do kilku wniosków, które sprawiły, że dziś zupełnie inaczej patrzę na pracę w poradni. Oraz na podejmowanie decyzji wszelakich. Oto i one:
- Realizując marzenia, dobrze jest mieć oczy szeroko otwarte i nie brnąć w zaparte, gdy okazuje się, że przeszkody są trudne do pokonania.
- Dobrze jest rozpoznawać te bitwy, które są najważniejsze. Niektóre bitwy mogą poczekać, a z innych lepiej zrezygnować.
- Doświadczenie znalezienia się w ślepej uliczce nie oznacza, że wjechanie w nią było błędem.
Doświadczenie pracy w poradni oraz ten rok spędzony na uczelni pozwolił mi na lepsze poznanie siebie w tej sytuacji, w jakiej się znalazłam. Gdyby nie studia, nie wybrałabym się na trening budowania relacji w Akademii TROP – trening ten pomógł mi zmienić swoje podejście do relacji, zarówno tych bliskich, rodzinnych, jak i zawodowych.
***
Minął rok. Wiem, że w tamtej poradni zmieniło się kierownictwo i że wciąż szukają ludzi do pracy. Moi znajomi pewnie pokończyli studia i kontynuują certyfikację.
Mnie już przeszła chęć prowadzenia terapii. Nie dlatego, że nie lubię pomagać. Dlatego, że nie odnajduję się w systemie, który chce wycisnąć z Ciebie wszystkie siły. Który nie jest na tyle elastyczny, by poszukać rozwiązań dobrych dla obu stron, pozwalających wykonać pracę tak, by obie strony były zadowolone.
Pracując w IT uczę się, że praca może sprawiać satysfakcję, nauka może dawać wymierne efekty, a ludzie mogą być życzliwi. Że nie trzeba walczyć z przełożonym, tylko można rozmawiać i wymieniać się argumentami.
Te 9 miesięcy pracy, które mam za sobą, dały mi większy wgląd w siebie i szybszy wzrost umiejętności ważnych z punktu widzenia budowania relacji (np. asertywność czy komunikowanie trudności) niż 8 pracy w poradni, gdzie miałam kontakt z grupą psychologów oraz superwizję.
Czy tak powinno być? To inna sprawa. Już nie moja. Cieszę się ze swojego rozwoju tu, gdzie jestem.
***
Życie mnie zaskoczyło, i to bardzo. Nie spodziewałam się, że po latach studiowania psychologii skończę programując.
Gdybym jednak rok temu uległa lękowi… gdybym dała się namówić na powrót… Czuję, że nie miałabym tyle siły i spokoju, ile mam teraz.
Wreszcie czuję, że gdzieś się zaczepiłam na stałe. Że ciężko pracuję i daje to konkretne efekty. Że nie jest tak, że wiecznie inwestuję czas i pieniądze, czekając, aż kiedyś coś mi się zwróci… Mi się w pewnym stopniu zwraca już teraz. Już teraz widzę owoce mojej pracy.
Mogę pójść do spożywczego i zapłacić kartą. Stać mnie na leki. Mogę kupić sobie sznurek do rękodzieła. Stać mnie na nowe krótkie spodenki… Cukier do przetworów 😉 Nie muszę wyciągać za każdym razem ręki po pomoc, bo to, co zarobię, odkładam na studia, na obowiązkowe szkolenie… Bo za pensję poradnianą nie wystarczy na wiele.
Bycie psychologiem i podążanie ścieżką dawnych marzeń okazało się dla mnie kosztownym hobby, z którego postawiłam zrezygnować.
Zdęcie: © Magdalena Sędkiewicz, ławki w parku opactwa benedyktynów w Chilworth w Wielkiej Brytanii